I
znowu po długiej przerwie nie wiem co napisać bo w zanadrzu mam 10
tekstów już prawie gotowych tyle, że nie napisanych ;/.
Zacznijmy
więc od spraw aktualnych. L i ja byłyśmy wczoraj na paradzie
równości w Warszawie, Było zimno, wiał wiatr, a ja nie miałam
pomysłu jak się ubrać więc w końcu tak się wymalowałam że L
nie chciała ze mną iść. Tu muszę wyjaśnić, że ja – jako
osoba pozostająca nadal w szafie, a zarazem uważająca za swój
obowiązek pojawić się na paradzie co roku uskuteczniam maskaradę.
Zamysł jest mniej więcej taki, żeby wyglądać jak nie ja. Farbuję
więc włosy, maluję się jak nigdy, ubieram się w ciuchy jakich
nigdy nie noszę – słowem robię wszystko, żeby moja rodzina
oglądając wiadomości nie skojarzyła mnie z osobą, którą
przypadkiem złapał jakiś nieszczęsny kamerzysta. Próbowałam już
malowania twarzy specjalnymi kredkami, niestety to za bardzo
przyciągało kamery. W ubiegłym roku poszło mi wyjątkowo dobrze
bo wyglądałam jak punkowa nastolatka i pod toną czarnej kredki do
oczu czułam się zupełnie bezpieczna. Tym razem jednak było zimno,
miałam za mało czasu na przygotowania i nawet na farbę do włosów
nie miałam kasy. Na dodatek narysowany pieprzyk starł mi się z
twarzy już w tramwaju więc paradowałam dosyć nerwowo u boku L,
która w swojej stylizacji też czuła się nie najlepiej.
Tak
czy siak tegoroczna parada wypadła bardzo mizernie. Z tekstu „jak
być trans” wiecie co sądzę o transwestytach. Rozumiem, że są
oni na paradach elementem folklorystycznym – niestety w tym roku
zwykłych szarych obywateli, którzy tworzyliby dla nich przeciwwagę
było bardzo mało. Mam nadzieje, że to pogoda odstraszyła innych
uczestników, ale obawiam się, że może być to też pewna
tendencja wśród ludzi dla których parady stają się zbyt
„kolorowe”. Znam homoseksualistów, którzy nie chodzą na
parady, bo uważają, że jest to freak show, który tylko psuje
opinie o środowisku. Szczerze powiem, że takie wrażanie odnoszą
wszyscy, którzy parady nie oglądają na własne oczy tylko w
telewizji. Kamera bowiem pokazuje to co najbardziej szokujące, a nie
tłum szarych zwyczajnych ludzi, którzy swoja obecnością
zaświadczają że homoseksualizm jest tak samo normalny jak
heteroseksualizm. Kilka lat temu odbyła się parada pod hasłem
„niech nas zobaczą”. Chodziło o to żeby uświadomić
społeczeństwu jak wiele jest osób LGBT i że są to ludzie tacy
jak wszyscy. Patrząc na tegoroczną paradę zastanawiam się jakich
„nas” mogli zobaczyć mieszkańcy Warszawy? Jaki wydźwięk
edukacyjny dla społeczeństwa ma fakt iż oczy wszystkich
koncentrują się na grupie poprzebieranych fetyszystów i lansującej
się Dodzie?
Dla
mnie to co jest podstawowym sensem parady to pokazanie ludziom że
homoseksualizm to coś normalnego. Chodzi o to żeby ludzie
zrozumieli, ze homoseksualiści to nie są zboczone perwersyjne
stworzenia, które żyją gdzieś tam w swoim podziemnym światku,
tylko żeby pokazać, ze pani Krysia z mięsnego jest lesbijką, pan
Waldek z ochrony parkingu jest gejem, a te dwie studentki, które
mieszkają na 5 piętrze są parą. Rola parady jest pokazywanie że
homoseksualizm to element zwyczajnego życia zwyczajnych ludzi.
Chodzi też o to, żeby pokazać jak wielu jest tych ludzi.
Heteroseksualiści muszą zrozumieć że to nie kilku artystów,
jakiś dziennikarz i polityk tylko rzesza ludzi, którzy żyją
pośród nich. Żeby jednak taki przekaz dotarł do społeczeństwa
na parady musi przychodzić więcej ludzi, zwłaszcza tych, którzy
mówią że nie lubią się afiszować. Uważam też że miejsce na
platformach powinno być zarezerwowane dla osób z którymi idący w
paradzie zwykli ludzie chcą się utożsamiać.
Ktoś
może mi zarzucić że sama przebieram się na parady a krytykuje
transwestytów. Rożnica jest jednak taka, że ja przebieram się
dlatego, że się boję, a oni dlatego, że ich to kręci. Pozdrawiam
wszystkich którzy chodzą na parady po to żeby tacy jak ja nie
musieli się więcej bać.