środa, 11 kwietnia 2012

Co się dzieje?!

Należy Wam się kilka słów wyjaśnienia. W styczniu obiecałam parę rzeczy min., że będę tu dość często pisać i od tej pory praktycznie cisza. Otóż nie przewidziałam zmian, które od tego czasu nastąpiły w moim życiu. Pisałam Wam, że zamierzam się wyprowadzić do nowego mieszkania, żeby móc ujawnić się przed rodziną. Z tych postanowień nie zrezygnowałam, ale niestety odbyło się to kosztem innych. Nie ma co pisać o tym jak swobodnie płynęło moje życie pod koniec ubiegłego roku. W tej chwili pracuję dla 4 pracodawców w sumie na prawie 2 etatach. Od 8 do 16 w jednym miejscu potem od 16 do 18 a czasem 20 w drugim miejscu, a następnie jeszcze w domu wykonuję zlecenia dla dwóch firm. Oczywiście bardzo mi w tym pomaga moja dziewczyna, która wykonuje za mnie część tych zleceń, ale i tak ogarnianie tego wszystkiego kompletnie mnie wykańcza. Powiem wam szczerze, że nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób górnicy potrafią mieć dzieci. Ja po całym takim dniu czuję się jakbym zsiadła z karuzeli i nie wiedziała, w którą stronę mam iść. Zwykle jednak kierunek to łóżko i wierzcie mi lub nie – wchodzę w fazę REM zanim moja głowa zdąży dotknąć poduszki. Trochę to straszne, bo z osoby, która zawsze chciała i mogła stałam się typem „kochanie ja nie... ...hrrrapsiuuu, hrrrapiuuu”. Ma to jednak swoje zalety – moja pierwsza praca (ta dla której wstaje o 6 rano) jest bardzo interesująca. Dostałam ją choć była grubo powyżej moich kwalifikacji i wprowadziła mnie w zupełnie nową rzeczywistość. Cały czas się w niej uczę i czuję jak mi mózg pod czaszką z wysiłku pulsuje. Nie jest to praca łatwa i wymaga dużo samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej i odporności na presję, którą trzeba na sobie samym wywierać, żeby coś osiągnąć, ale póki co jestem z niej bardzo zadowolona. Moja druga praca, ta do której lecę po wyjściu z pierwszej jest za to lekka, dobrze płatna ale... upokarzająca przez to jak jestem w niej traktowana. Pozostałe prace to takie zwykłe: sprawdź to, przygotuj tamto, dowiedz się, załatw, napisz, wymyśl. Moja dziewczyna, która pracuje w domu, wykonuje teraz 100% prac domowych i praktycznie rzecz biorąc jest moją osobistą asystentką. Bez niej przepadłabym z kretesem we własnym porannym i wieczornym chaosie. Gdy wychodzę z domu dzwonie do niej, bo dopiero wtedy zaczynam się tak do końca budzić i mogę z nią coś sensownego ustalić. Tak czy siak ona też ma teraz obowiązków na 1,5 etatu. Skutkiem tych wzmożonych wysiłków jesteśmy coraz bliżej zakupu własnego mieszkania. Oglądałyśmy już kilka na żywo i przejrzałyśmy mnóstwo ogłoszeń. Chcemy kupić mieszkanko w cenie od 150 do 250 tysięcy. Tu od razu wyjaśnię, że nie mamy takich pieniędzy, więc w grę wchodzi kredyt. Oczywiście jeśli byłoby to mieszkanie w odpowiednim metrażu i za 150 tysięcy to zapewne trzeba będzie dołożyć jeszcze z 50 tysięcy na remont. Natomiast od mieszkania za 250 tysięcy oczekujemy, że będzie gotowe do zamieszkania. Z mieszkań, które oglądałyśmy jedno mi się wyjątkowo podoba. Jest potwornie nieustawne, ale po moich małych przeróbkach... będzie prawie wygodne ;). Szczerze powiem, że mam już fioła na punkcie tego mieszkania. W każdej wolnej chwili w głowie ustawiam w nim meble. Mieszkanie kosztuje teraz 249 tysięcy, ale wymaga wyburzenia dwóch ścian działowych i wstawienia jednej nowej więc ostro się targuję o cenę. Chciałabym, żeby nie przekroczyła 230 tysięcy. O rety, przyznam się już. Zwariowałam na punkcie tego mieszkania, w komputerze ciągle oglądam mapkę Google i wirtualnie przechadzam się pod oknami tej kamienicy. Strasznie się jednak boję, że ktoś mi je wykupi sprzed nosa. Maiłyśmy już taką sytuację. Dwa lata temu znalazłyśmy prawdziwą okazję. Mieszkanie czteropokojowe z ogromnym ogródkiem za 300 tysięcy. Gdy już byłyśmy umówione z właścicielem na podpisywanie umowy przedwstępnej – rano tego dnia, zadzwoniłam do faceta zapytać czy pamięta że dziś idziemy do notariusza - on powiedział, że sprzedał to mieszkanie o 20 tysięcy taniej komuś kto od razu wyłożył pieniądze. Powiem szczerze, że strasznie mnie to załamało i jeszcze teraz gdy tamtędy przejeżdżam to coś mnie ściska w żołądku. Nawet obiecałyśmy sobie (L i ja), że wysmarujemy tym nowym właścicielom szyby psim gównem, ale jakoś się dotąd nie złożyło ;). Myślę, że to przez lenistwo. Tak czy siak, potwornie się boję, że sytuacja się powtórzy, a we mnie tym razem coś pęknie. Jeśli jednak wszystko się uda, to przeprowadzimy się do nowego mieszkania, ja ujawnię się przed rodzicami i zacznę nowe życie tak jak to sobie i Wam noworocznie obiecałam. Znacie już więc cały sekret mojego nieblogowania. Zwyczajnie nie wyrabiam. Mam już kilka napisanych tekstów i od miesiąca noszę je w torebce żeby w wolnej chwili sprawdzić i poprawić ale nie mam kiedy. Fakt, że dziś zebrałam się do napisania czegoś zawdzięczacie temu, że mam rozstrój żołądka po świętach i nie poszłam dziś do pracy :). W każdym razie, choć już wiem, że nie dotrzymam obietnicy częstego pisania na blogu, planuje dla Was coś wyjątkowego. Zamierzam nagrać swój coming out ukrytą kamerką i co bardziej soczyste fragmenty opublikować na tym blogu. 
PS: dziękuję za wszystkie komentarze, to one mnie zmotywowały , żeby coś dla Was dziś napisać.

1 komentarz:

  1. Czesc. Bardzo fajnie piszesz i podziwiam ze tak dorzysz do celu. Jezeli chodzi o ujawnienie sie to wierze ze dasz rady i bedzie dobrze :-) a zycie faktycznie stanie sie o drobine latwiejsze. Chetnie napisze ci na e-mail jak wygladalo moje ujawnienie sie przed rodzicami. Zycze ci powodzenia i duzo sily w dorzeniu do celu. A.

    OdpowiedzUsuń